Już od pewnego czasu, wiedząc że kiedyś przyjdzie moment, kiedy skończymy naszą chałupę, planowaliśmy dużą rodzinną wigilie. Pierwszą w tym domu, po przebudowie, od momentu gdy my zostaliśmy jego właścicielami. Decyzja zapadła na początku grudnia, "robimy!", choć czasu było niewiele a cholernie dużo do zrobienia. Teraz z perspektywy czasu wiemy, że był to świetny motor i mobilizacja, bo gdyby nie ta uroczysta kolacja i wizyta rodziny, nie pchnęlibyśmy tematu tak daleko. Ale o tym czy się udało i jak wyszła nam "końcówka" zmagań ze stuletnim domem, będzie następny post. Ten będzie o tym co go poprzedzało i co towarzyszyło powolnym przygotowaniom.
Bukowe parapety do salonu z tartaku ; przycięcie do wymiaru, szlifowanie, podkład, lakier,
i towarzyszący temu piękny zachód.
Wangi do schodów, które zrobiliśmy z krokwi pozostałych z więźby dachowej... :
- struganie, szlif i jakiś tam impregnat techniczny...
Nie mamy wielu zdjęć z "w trakcie"...jakoś człowiek wtedy nie myślał o uwiecznianiu tego..
Był bałagan, jeden wielki kocioł. Tydzień zamawiania na allegro, potem tydzień montażu
i działania...
I jeden z piękniejszych wschodów jakie miałem okazję widzieć rano z sypialni...
Wschody i zachody słońca to nadzieja na dziś, na teraz, na jutro. Są obietnicą tego, co nadchodzi. Towarzyszą temu, emocje i przemyślenia. Dla takich widoków warto tam mieszkać☺️
OdpowiedzUsuńAniu muszę przyznać rację... Wschowy i zachody mają swoją magię... Nie każdy umie to dostrzec....
OdpowiedzUsuńmiotłą po ścianie? :)) uśmiałam się. Miło patrzeć jak powstało coś fajnego. czekam na dalsze wpisy.
OdpowiedzUsuńprzed gruntowaniem, kurz ze ściany?..nie inaczej..najlepiej, przecież nie odkurzaczem ;D
UsuńNikt nie mówi ,że nie miotła można miotła �� korzystać trzeba z każdej opcji ��. Ale i tak się uśmiałam. Więcej dystansu do samego siebie ������
Usuń